Dzisiaj o kilku kwestiach natury bieżącej, bo przyszła znienacka zima, dzień się skraca i wielu ludzi jakoś nie wie za bardzo, jak się w tak zmienionych okolicznościach bytowych odnaleźć. A tu jeszcze tyle na nich czatuje niebezpieczeństw i pułapek, nawet w tak cichociemnej zapadni egzystencjalnej jak stolica znad Jeziorka! Słowem, jest nerwowo, jak mało kiedy po 1945 roku.
Leszek Olszewski
Wśród najróżniejszych metod ogłupiania ludzi najbardziej godne napiętnowania są chyba te, których celem jest uszczuplenie populacji ze stanu portfeli. Cwaniactwo bowiem – podobnie jak szlachectwo – zobowiązuje. Prym tu od dłuższego czasu wiodą operatorzy telefonii komórkowej oraz monopolista stacjonarnej, ale i inni nie zasypiają gruszek w malowanych wrotach i poniżej przykład iławski.
Doklejona do pewnego supermarketu jest pewna apteka i na pozór dobrze się dzieje. W świecie koncentracji branży usługowej – olbrzymich galerii handlowych, pasaży wielofunkcyjnych miło jest, gdy wchodzimy do sklepu po cytrynę i smalec, a wewnątrz kompleksu nadamy totka, fryzjer wyrówna nam włosy, zrealizujemy lekarską receptę, zawalczymy bez niej z katarem, obok kupimy kwiaty, przymierzymy obuwie itp. W końcu XXI wiek, to nie początki XIII.
Metody walki o klienta – okazuje się – równie aktualne. Przymarketowa apteka wpadła bowiem na pomysł nowatorski, nie notowany do tej pory w czarnej księdze robienia ludzi na szaro przez wprowadzenia w błąd popularny. Na jej szybie wejściowej znajdujemy bowiem bijącą w gałki oczne informację plakatową: „Do odwołania wszystko 10% tańsze”. Wyjaśnijmy – „wszystko”, czyli cały asortyment placówki przeznaczony na handel międzyludzki.
Marketingowo więc problem udźwignięto, tyle, że kilka osób ze zdziwieniem odkryło jakiś czas temu wszczynając larum, że identyczny specyfik kupowany w innych aptekach jest oferowany bez najmniejszych śladów promocji w cenie niższej niż tak, która w aptece „marketowej” wyłania się po odjęciu już bonusa, czyli owych feralnych 10%. Innymi słowy mamy do czynienia z zabiegiem mniej więcej takim, żeby zobrazować problem bardziej obrazowo…
Ja mam kurczaki z rożna i kilku innych gości spragnionych fortun, jakie taki biznes za sobą niesie. U nich kupicie je po 10 zł. Ja wywieszam kartkę: „Achtung! Do odwołania u mnie kurczak 10% taniej”. I z 12 zł. obcinam 1,20, kasując 10,80 do kieszeni robiąc interes zwłaszcza na emerytach, którzy dali się nabrać na ten tani zabieg socjotechniczny. Proste? Genialnie, chociaż przykład trochę nietrafiony.
Bo o ile cena kurczaka jest jedna i łatwo ją sobie przyswoić, to poznanie takowej w wypadku kilkuset specyfików medycznych graniczy z cudem i raczej nie znajdzie się asów, recytujących listę aptecznych specjałów z dokładnością do dziesiątej części grosza. Poza tym wszystko jest zgodne z prawem, bo niby to jawna dezinformacja, ale czy jakiś X lub Y nie mógł pochodzić po mieście i poorientować się trochę co u konkurencji?
Okazuje się, że w jednostkowych przypadkach mógł i stąd wzmiankowana wpadka, którą proszono mnie bym nagłośnił „ku przestrodze”, bo tak żerować na rynku, nawet żarłocznym kapitalistycznym po prostu nie przystoi. Stąd żółta kartka i ostrzeżenie ze strony tych, co w porę przejrzeli i dają w tej chwili świadectwo tego przejrzenia – jak to teraz modnie określa się wiele słownikiem katolickiej nowomowy.
Z innych newsów. Ponieważ ratusz chwilowo nie przechwala się zajęciem 74. miejsca w jakimś sobie tylko znanym plebiscycie – z ciekawością przejrzałem ostatnio artykuł z „Kuriera”, że miejscowi skate-boardziści naciskają na władzę, by ta zbudowała im jakieś centrum jazdy na deskach, podobnie jak to ma miejsce w kilkudziesięciu tożsamych ludnościowo miastach w Polszcze. Nie wspomnę już o specjalnych parkach, jakich pełno po metropoliach.
Chłopaki spotkali się któregoś dnia z Obywatelem w Garniturze, który solennie obiecał im (to przychodzi najłatwiej), że coś się z problemem pocznie, bo przecież haniebnie, gdy młodzież nie ma jak zagospodarować wolnego czasu, co rodzi generalnie zespół idiotyzmów, jakie z nudów najczęściej przychodzą im do głowy. Jakiś alkohol, trawka, agresja – na to Iława nie pozwoli, bo jak już się wyszaleć za nastolatka to cywilizowanie.
Teraz zapadła w temacie cisza i ta potrwa pewno do końca kadencji i zabierze w końcu ze sobą w niebyt mnóstwo innych kataklizmów mózgowych, na które dali się nabrać ci, co się dali w 2002. Te osiedlowe boiska, tanie mieszkania, wznoszone jedna po drugiej fabryki, hotele – papka werbalna bez porównania bardziej z kosmosu niż te, które serwowano ludziom obecnie, bo ktoś chciał wmeldować się na Wiejską lub do pałacyku obok hotelu Bristol w Warszawie.
Przewiną tej ekipy nie jest nawet to, że sądy ciągają ją po salach grożąc kratkami za dawne matactwa. Chociaż to też dla 35-tysięcznego miasta powinno być materiałem na torsje i asumptem do przeprowadzenia operacji pozbycia się obciążonych. Bo prezydent, premier czy burmistrz nie mogą reprezentować społeczeństwa od rana, wypadając na 12:00 na rozprawę, bo kiedyś ukradł z supermarketu wino.
Coś tu nie tak, ale prawo karne spraw honoru nie uwzględnia – do póki wyrok się nie uprawomocni, nie musi delikwent składać urzędu. Aż 97 osób na 100 zrobi to – ze wstydu, by się oczyścić, ale jak trafisz na reprezentantów pozostałej trójki, to amen. Partia Ludzi Przyspawanych Tyłkiem do Fotela (PLPTdF) jest silna siłą swych przyspawań oraz zapewnień, że niszczą ich wrogowie, to oni tym bardziej będą siedzieć i trwać, a urzędowanie skończą dopiero jak się drzwi celi za nimi zatrzasną.
A że nad Wisłą wymiar sprawiedliwości latami prowadzi procesy, kadencji burmistrzowskiej taki prywatny czyjś fetor poważnie nie zakłóci. To obciążeni wiedzą i gwiżdżą na realia. Chociaż może teraz, po zmianie rządu na ludzi bardziej podenerwowanych – coś w Ministerstwie Sprawiedliwości ruszy.
Przewiną władzy iławskiej jest fakt, że – widać – młodzież w dużej mierze uwierzyła im i tłumacz teraz gówniarzom, że jak w dorosłym życiu skłamiesz, pokombinujesz – to cię wybiorą na ważne urzędy! Taki trop!
Leszek Olszewski